Na rycerskim zamku Skosowo przebywał Bogusz, syn biednego chłopa ze wsi Grabowo. Miał wielu braci, a ojcowizna należała się najstarszemu z synów. Bogusz był najmłodszy z sześciu braci, więc nie miał szans na odziedziczenie gospodarstwa, więc służył u pana.
Zameczek znajdował się na wzgórzu, nad miejscowym jeziorem. Warownia ta nie była duży, ale miała dogodne położenie do obrony. W kierunku wschodnim otaczały go bagniska Konoptop, na północy było jezioro ciągnące się na północ od wsi Pączewo, z którego wypływała rzeczka otoczona rozległymi bagniskami.
Nazwa Skosowo wzięła się z nietypowego kształtu murów warowni, które z jednej strony zostały zbudowane pod skosem, wzdłuż linii brzegowej jeziora. Były tam dwie wieże, brama wjazdowa, zabudowania gospodarcze i dwór rycerza Chwalimira, który służył w drużynie księcia pomorskiego Mestwina II, zwany Mściwojem.
Młodzieniec marzył o posiadaniu własnej ziemi, lecz właścicielami wszystkich gruntów w okolicy byli albo szlachetnie urodzeni, wolni chłopi albo zakon cystersów.
Działo się to roku 1274 gdy Chwalimir przyjmował w swoim dworze gości – zakonników z opactwa w Pelplinie. Wydał na ich cześć ucztę. Bogusz podawał jadło, wino i z uwagą przysłuchiwał się o czym rozmawiają zakonnicy z rycerzem. Okazało się, że omawiają pismo, jakie wystosował książę pomorski od cystersów i rycerza o nowej granicy pomiędzy ich włościami. Mowa była o granicy na wschód od zamku, w kierunku wsi Brzeźno.
Jednak najbardziej zaintrygowała go rozmowa o północnych moczarach, których nikt nigdy nie przebył. Było tam wiele bajorek, stawów, rzecznych i jeziornych rozlewisk, torfowisk, miejsc, w których zapadli się w mule jeździec razem z koniem i już nikt ich nigdy nie odnalazł.
Nawet bartnicy, którzy znali dobrze las unikali tych miejsc nazywając je Venge mocza, czyli z niemieckiego „Moczary zemsty”. Mówiono, bowiem, że to leśne rusałki, które mieszkają w bagnach mszczą się na wszystkich niewiernych mężczyznach, co nieopatrznie znaleźli się na tym obszarze.
Bogusz dowiedział się wówczas, że obszar mokradeł na północ od Grabowa nie należy do nikogo, a co więcej ani bracia zakonni ani rycerz nie byli nim zainteresowani, gdyż nie przedstawiał dla nich żadnej wartości, jako
obszar nieużytków.
Bogusz pomyślał, że mógłby tam na tych grzęzawiskach założyć swoje gospodarstwo, skoro do nikogo nie należy. Tylko, po co mu topieliska pełne wody, mułu, bobrów i wodnego ptactwa? Postanowił, że następnego dnia uda się na obszar „Moczar zemsty” i sam oceni czy można tam zająć jakikolwiek teren nadający się na uprawę.
Zaraz też o świcie wyruszył na północ w poszukiwaniu miejsc gdzie mógłby założyć swoje gospodarstwo. Niestety wszędzie były albo podmokle tereny albo wręcz głęboki i rozległe bajorka. Tylko w jednym miejscu znalazł nieco większą polanę, położną na małym wzgórzu, na której zmęczony zatrzymał się, aby odpocząć. Pomyślał, że przyjdzie mu chyba zrezygnować ze swoich planów pozyskania gruntów pod własne gospodarstwo, bo nigdzie nie ma nawet pół morgi suchego gruntu.
Zmęczony zasnął a wtedy miał bardzo dziwny sen. Przyśnił mu się brodaty mężczyzna w biskupim stroju. Powiedział w śnie do Bogusza: Jestem Wojciech Sławnikowic z Czech, co wędrował tutaj bardzo dawno temu.
Wiem, czego pragniesz młodzieńcze i mogę ci pomóc. Będziesz miał swoją ziemię, ale musisz mi jedno obiecać. Wybudujesz tu na tym leśnym wzgórzu kaplice i nadasz jej moje imię. Wtedy ci pomogę, bo znam te lasy i wszystkie strumyki i kociołki wodne. Ale pamiętaj, tylko wtedy, gdy zbudujesz kaplicę. Inaczej twoje marzenia utoną w tych
cuchnących moczarach.
Młodzieniec obudził się, ale obok nikogo nie było. Tylko ptaki śpiewały radośnie drzewach, nad jego głową. Pomyślał, że to dziwny sen i pewnie proroczy. Dziwił się skąd święty Wojciech znał jego myśli i w jaki sposób mógłby mu pomóc. Po powrocie do zamku Skosowo Bogusz opowiedział swój dziwny sen swoim braciom, którzy stwierdzili że to znak boży i pomogą Boguszowi zbudować kaplicę na polanie. Zabrali się żwawo do prac. Najpierw usypali z ziemi wzgórze, aby fundamenty w nim wykopać i mury posadowić. Utwardzili też drogę, aby nią drewno i cegły wozić na budowę.
Gdy wczesną wiosną kaplica była już prawie gotowa to zdarzyło się coś dziwnego. Wznosząc nowy budynek wykopali i przesypali wiele taczek ziemi, tak, że powstał nowy rów, którym woda zaczęła spływać z moczarów do pobliskiej rzeki. Stopniowo kanał poszerzał się a nurt wody był coraz silniejszy.
Tę nową rzeką nazwano tak jak dawniej bagna – „Veger mucza” a obecnie zwie się Węgiermuca. Dzięki temu nowemu potokowi poziom wody na całych trzęsawiskach zaczął powoli opadać. Do lata, zamiast ogromnych trzęsawisk utworzyły się wyschnięte torfowiska i pojedyncze kociołki z brzegami zarosłymi krzakami.
Pojawiły się całe morgi czarnej ziemi, którą Bogusz i bracia obsiali zbożem. Plony były obfite, bo urodzajna ziemia rodziła nadzwyczajnie.
Pobudowali też swoje domy i gospodarstwa. Kto jechał w te okolice to mówił, że jedzie tam gdzie dużo bagnistych kęp trawy – nazywanych wówczas bobkami. Tak też wieś założona przez Bogusza i braci z czasem została nazwana Bobowem.