Jak to z herbem Jana z Jani było

Odwiedzin
Dodano: 27 stycznia, 2021
Autor: Aleksandra Barszcz

Legenda z cyklu:

HISTORIE PRAWDZIWE I NIEPRAWDZIWE

autorstwa Reginy Kotłowskiej

Jak to z herbem Jana z Jani było

Daleko stąd, na palestyńskiej ziemi, w czasie wielkich wypraw i pielgrzymek do Grobu Świętego powstał Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, u nas nazywany Krzyżackim.

Do Polski sprowadził go książę Mazowsza, Konrad, w 1226 r. Miał bronić jego ziemi przed napadami pogańskich Prusów. Ale ani w głowie była zakoniką obrona. Ich marzeniem były podboje. Swoje rezydowanie rozpoczęli od fałszerstwa dokumentów, a potem szybko uporali się z Prusami na północy, wyrzynając całe plemiona, rody i wioski.

Teraz przyszła kolej na inne ziemie. Zwrócili się przeciwko Polsce. W 1308 r. podstępnie zdobyli Gdańsk i wkrótce potem całe Pomorze Gdańskie. Od mieczy zakonnych zginęło w owym czasie wielu naszych rycerzy. Pomorskie miasta, miasteczka i wioski niszczyli i grabili. Mordowali mieszczan i chłopów. Prowadząc podboje, równocześnie budowali Krzyżacy na zajętych ziemiach system warowno – obronnych zamków. Najbliższe nam to te w Nowem, Kwidzynie, Gniewie i Osieku. Legenda głosiła, że niewielki zameczek myśliwski wzniesiony też został w tym samym czasie w Rynkówce.

Szczególnie ciężko pod zakonnymi rządami mieli chłopi. Znaczna część wygospodarowanego przez nich plonu trafiała do krzyżackich spichlerzy. Zasilały też zakonne kuchnie miody z ich pasiek, drób, jaja i wszelakie mięsiwo. To oni również musieli stawiać zakonne budowle. Za pracę żadnej nie otrzymywali zapłaty. Tych, którzy się buntowali, surowo karano. W państwie zakonnym spotykało się nader często na przydrożnych drzewach Szubienice i wisielców. Niejedno wzgórze na Pomorzu do dziś nazywamy wisielczym lub szubienicznym.

Forteca

W tych niespokojnych czasach na smętowskiej ziemi posiadał swoje dobra Gotszalk z Jani. Na wschód od kościoła, w Kościelnej Jani, zbudował sobie zamek warowny, nieduży, ale solidny. Wejście do niego prowadziło przez wąską bramę, która utrudniała wrogom nagłe wtargnięcie na zamkowy dziedziniec. Od wschodu, przez większą część roku, dostępu do fortecy broniły rozlewiska rzeczki Janki, niewielkiej, ale jakże niesfornej. A w razie szczególnego niebezpieczeństwa jego mieszkańcy mogli szukać schronienia w pobliskim kościele, pokonując łączący budowle podziemny korytarz.

Zamek ów, według legendy, przechodząc z pokolenia na pokolenie został w końcu własnością Jana, pana na włościach z Jani. Wielki był z niego feudał i polityk. Jego zbrojne ramię w poczet pierwszych rycerzy Pomorza zaliczano, a na smętowskiej ziemi nie miał sobie równego. Bogactwo zaś szło w parze z odwagą i oddaniem dla pomorskiej ziemi. A pierwszym wrogiem tej ziemi był w czasach Jana zakon krzyżacki.

Rycerz wdał się w walkę z Krzyżakami. Początkowo, uczestniczył w tajnym spisku Towarzystwa Jaszczurczego, potem – w Związku Pruskim.

O powrót Pomorza Gdańskiego do Korony Królestwa Polskiego walczył słowem i mieczem, zapuszczając się często w pobliże krzyżackich zamków dla „zaciągnięcia języka” czy obserwacji zakonnych umocnień.

Wypad samotnego rycerza

Pewnego letniego wieczora, wracając zapewne z takiego wypadu, samotnego rycerza, jedynie z przyboczną służbą, zauważył oddział zakonny. Natychmiast ruszyli za śmiałkiem, który zbyt daleko zapuścił się od swego zamku.

Okrucieństwo Krzyżaków znane było doskonale ludności Pomorza. Bezprawie, oszustwa, przestępstwa popełnione w zajętych przez nich ziemiach obrastały legendą.

Jan, uciekając przed zakonnymi rycerzami, dotarł do brzegu Wisły. Mógł oddać się w niewolę wrogowi lub zaryzykować przeprawę przez rzekę. Przeżegnawszy się, raz jeszcze spojrzał za siebie, a potem ze słowami:

– Boże, dopomóż. – zanurzył się w zimne fale Wisły.

Wieczorna mgła, wezbrane, wartkie wody królowej polskich rzek to rzeczywiście ogromne ryzyko. Jedynym sprzymierzeńcem uciekiniera i śmiałka równocześnie był odbijający się w tafli wody księżyc. Płynąc w ślad za tym odbiciem, szczęśliwie osiągnął Jan drugi brzeg. Zmęczony, ociekający wodą, lecz o radosnym obliczu krzyknął wtedy:

– Ostałem sia! Boże! Ostałem sia!! – i łza szczęścia popłynęła po policzku rycerza.

Echo nad wodami

Echo zaś poniosło głos jego ponad wodami Wisły w gąszcz Tucholskiego Boru i dalej, po całym Pomorzu.

Na pamiątkę tego wydarzenia herb swój Jan z Jani nazwał „Ostoja”, jako symbol ostoi polskości na Gdańskim Pomorzu. Czerwone tło herbowej tarczy to niewątpliwie symbol odwagi i męstwa. Na tym tle między dwoma księżycami w pas barkami ku sobie, srebrny miecz stoi, do uczciwej walki gotowy, ze złotą rękojeścią, tylko w sprawiedliwej sprawie przez rycerza używany.

Od tego wydarzenia „Ostoja!” brzmiało zawołanie Janowej drużyny. Było używane, gdy chorągiew stawała do boju i gdy kończyła się bitwa. Na głos „Ostoja!” zwoływali się rycerze, by bronić smętowskiej ziemi .

Historii tej nuty między baśni włożę,

Opowiem je dzieciom, by znów mogła ożyć,

Aby w jego Janiach Jana pamiętano,

O czynach, odwadze pod strzechą gadano.


Autor: Regina Kotłowska

Historie prawdziwe i nieprawdziwe

ilustracje: Małgorzata Łukowska

Frąca – Lalkowy – Kamionka 2003