Sobótki

Odwiedzin
Dodano: 10 lutego, 2021
Autor: Aleksandra Barszcz

Legenda z cyklu:

HISTORIE PRAWDZIWE I NIEPRAWDZIWE

Autorstwa Reginy Kotłowskiej

Sobótki

Sobótka to najkrótsza noc w roku, to czas magiczny, noc zabaw, wróżb i zaklęć. Zwana bywała często nocą świętojańską lub nocą Kupały czy po prostu kupalnocką.

Tę wyjątkową noc na wsi polskiej obchodzono dawniej trochę po ludowemu, trochę po chrześcijańsku. Zwyczajowo przypada ona obecnie w wigilię św. Jana Chrzciciela. Liczono, że nadanie chrześcijańskiej treści staremu świętu okiełzna pogańskie rozpasanie.

Nieraz proboszczowie w Lalkowach i Kościelnej Jani czy też w Nowem z ambon swych świątyń grzmieli:

– Biesom jeno miłe, a Panu Bogu obmierzłe są owe zabawy. Wszyscy na rozpust jako wyuzdani, jednakowoż piwem raczą się młodzieńce i dziewki, chłopy i mężatki, starce i baby. Diabelski taniec i śmiech rozbrzmiewa dokoła, ale oni żadnego nie mają opamiętania! O zaprzestań ludu tych praktyk pogańskich, zaprzestań!

Walczono z wiarą w czary, zabobony i przesądy. Mówiono o sabatach czarownic, o ich podróżach na miotłach, kiedy to natarłszy się magiczną maścią ulatywały kominem na spotkania na górze, gdzie ucztowały i bawiły się do białego rana. Trzeba przy tym pamiętać, że Łysa Góra nie była jedynym takim miejscem w Polsce. Każda okolica miała swoją łysą górę. Na smętowskiej ziemi było to Wzgórze Trzech Panów – na styku dawnych dóbr Frący, Leśnej Jani i Kopytkowa.

Bazunowy hejnał

Ledwie tylko zmierzch zaczął zapadać rozpoczynano przygotowywanie wielkiego stosu z drewna. Brali w tym udział wszyscy, gdyż na wzgórzu można było zapalić tylko jedno ognisko. Zanim jednak nastąpił wyczekiwany moment i gałęzią jałowca podpalano stos, ku niebiosom musiał unieść się bazunowy hejnał.

Opowieści ludowe podają też, że kiedyś, w każdą noc świętojańską, rozpalano ognie na wieżach kościołów w Kościelnej Jani, zwanej jeszcze wtedy Cerkiewną, w Barłożnie, Osieku i Lalkowach.

Na ten znak cała ludność wiejska, która zebrała się na wzgórzu przy płonącym świętojańskim ogniu, rozpoczynała wesołą zabawę. Opasani bylicą dziewczęta i chłopcy tworzyli koła, tańcząc i śpiewając wokół stosu. Młodzieńcy popisywali się przed pannami. Rozbrzmiewały dowcipy, żarty, śmiechy. W rytm muzyki młodzież demonstrowała swą zręczność, próbując w parach pokonać dopalający się ogień. Jeśli szczęście sprzyjało, można było potem bezkarnie umknąć nawet na całą resztę sobótkowej nocy.

Kwiat paproci

Dziewczęta jeszcze, znikając w ciemności, śpiewały radośnie:
– „Hej, Jana, Jana, będziemy chwalić, co to pozwolił sobótki palić. Hejże, narwałam ja garść majeranku, już mi nie umkniesz, mój ty, kochanku”.
Kiedy jednak panna niezbyt była przychylana zalotnikowi, wówczas najlepiej było mu udać się po czarodziejski kwiat paproci. Ten, który by go zerwał, mógł liczyć na wszelakie szczęście i bogactwo.

Do legendarnej rośliny prowadziły śmiałków świętojańskie robaczki. Idąc o zmroku za ich światełkiem, wędrowiec trafiał jednak w miejsce zupełnie inne od tego, do którego zmierzał. Wielu zwiedzionych przez świetliki do rana błądziło po manowcach, podśpiewując sobie pod nosem:

– „Przyjdź do mnie, dam ci kwiat paproci, zerwany w borze, o nocnej porze”.

Kiedy mężczyźni szukali kwiatu, kobiety śpiewały stare pieśni ludowe. Ostrzegały w przyśpiewkach, że „kto na sobótkach nie będzie, tego główka boleć będzie”.1

Uczestnicy tych wiejskich sobótkowych harców musieli liczyć się z tym, że łatwo było w przeszłości pomówić ich o konszachty z diabłem. Według podań, wtajemniczona musiała tylko wypowiedzieć słowa:

– „Płot, nie płot, wieś, nie wieś, biesie nieś.”- i już unosiła się na swojej miotle wysoko w górę wiedziona w nikomu nie znanym kierunku. Niektórzy wskazywali miejsce sabatu w okolicach Lalków, ale ani czarownic ani niczego innego podejrzanego nigdy tam nie znaleziono. Nie przeszkadziło to jednak , by przyłapaną wieczorem na zbieraniu ziół w lesie Mariannę Grześkową z Lalków oskarżyć o czary. Ta z kolei zeznała:

– „W wigilię świętego Jana doiłam mleko ze zwana, ale tylko jeden kopiec, bo nie chciało więcej ciec.”

Poszukano więc kolejnej wiedźmy. Najbardziej podejrzaną była skłócona z oskarżoną Regina Jakubowa ze Smętówka.

Oskarżone

Przed sądem ławniczym w Nowem odbył się proces. Po próbach wody, łez, wagi oraz szpilkowania winę obu lalkowskich parafianek uznano, a Jejmość Jerzy Czapski, Pan na Rynkówce, wyrok wydał.

Wielkie ognisko zapłonęło wtenczas dla oskarżonych kobiet po raz ostatni.

Dziś sobótkowe zwyczaje przechodzą w zapomnienie. Ziół w świętojańskie wieczory nikt po lasach nie zbiera. Echa XVII i XVIII-wiecznych procesów o czary dawno ucichły, choć w archiwach zachowało się z nich jeszcze wiele dokumentów. Tych z procesów wspomnianych wyżej kobiet również.

Ja jednak między baśni tę historię włożę, uplotę w piękny wianek, na wodzie położę. Błękitna wstęga Jonki poniesie ją cicho, Zasnęły już sobótki, nic więcej nie słychać.

1według opowieści M. Roryńskiej