tekst i zdjęcia: Tadeusz Majewski
Dostojni panowie z czarnymi wąsami i w eleganckich frakach, panie skromniutko, nie rzucają się w oczy, w cieniu panów. Stoję w ogromnych trzcinach, próbuję się zapoznać. Przez elektroniczne uszy słyszę przyjemne dźwięki flipperów z dworców PKP lat osiemdziesiątych. Gdzieś tu są. Tak. Dwa, chyba zaciekawione moim wtargnięciem do ich świata, pojawiają się bardzo blisko, ona – ze 2 metry obok mnie, on nade mną na 4-metrowej wiesze. Patrzą chyba jednak bez wyrazu, ale trudno mi oceniać, to są przecież zapoznawcze ułamki sekund. Mimo to próbuję zrobić zdjęcia. Przygięte wiatrem łodyga, suchy liść i wiecha wchodzą mi niestety w linię widzenia obiektywu i zamazują ostrość zdjęcia. Zawiedziony wychodzę z trzcin (dobrze, że butów nie zamoczyłem) i z dość wysokiego brzegu bezradnie patrzę na ogromy obszar wiech. I znowu słyszę delikatne dźwięki kulek flipperów odbijanych w tym brunatnym gąszczu. Są niedaleko, ze 30 metrów. Już dokładnie lokalizuję ich obecność po niezgodnym z płynnym wiatrem energicznym poruszaniu wiech. Szarpią, przyginają szukając nasion. Pora jest śniadaniowa – obwieszcza turkotem przemykający na wzgórzu za jeziorem poranny pociąg relacji Królewiec – Berlin. Wyszukuję i wykreślam w gęstwie trzcin czyste linie do żerujących dość daleko czarujących ptaszków. To jest zajęcie bardzo wciągające. Czasem czysto trafiam w oko, czasem w dziób, nogi, ogon, czasem w cały frak, na sto prób kilka dobrych, co później wyjdzie na monitorze. Milknie fliper, kończę sesję. Poznajemy się – porę śniadaniową, miejsce, obyczaje i tę muzykę z dworców PKP z lat osiemdziesiątych. Następnym razem sesja będzie już z kilku metrów.
Rokitki pod Tczewem, 3.11.2020