Pan Leszek to rodowity Kociewiak. Urodził się w Zblewie. Smykałkę do prac artystycznych ma w genach. Mama pięknie haftowała, a pradziadek wg rodzinnych przekazów kiedyś wyrzeźbił sanie. Pan Leszek mimo, że jest rodowitym Kociewiakiem, pamięta, że w szkole wstydził się mówić jo. Teraz nie ma z tym problemu – kociewskie tak na stałe zagościło w jego słowniku.
Zainteresowanie rzeźbiarstwem pojawiło się u pana Leszka już w szkole średniej. Miłością do drewna zaraził go Zygmunt Oller. Ukryty talent 16 letniego chłopca szybko dał znać o sobie, gdy doceniono go w ogólnopolskim konkursie na rzeźbę ludową w kategorii – dla młodych do lat 25. Na konkurs zgłosił się za namową Pana Zygmunta. Zajął tam czwarte miejsce. Do dziś przechowuje dyplom z tego wydarzenia. Szkoła średnia to był okres nauki i szlifowania umiejętności rzeźbiarskich. Po szkole trafił do wojska.
Tam także dostrzeżono jego umiejętności i przydzielono funkcję plastyka. Po odbyciu służby, Pan Leszek porzucił rzeźbienia na prawie 20 lat. Zajął się pracą.
W 2004 roku podczas pobytu na misji pokojowej w Kosowie, podjął się wyrzeźbienia krzyża, który miał zawisnąć w lokalnej kaplicy. Okazało się, że mimo dwudziestoletniej przerwy nie zapomniał jak trzyma się dłuto. Krzyż, który wyrzeźbił wisi tam do tej pory, a o Panu Leszku wspomina się w lokalnych książkach. To był przełomowy moment.
Po powrocie z Kosowa Pan Leszek wrócił do rzeźbiarstwa. Od tej pory tworzy w swojej domowej pracowni, jeździ na plenery i startuje w konkursach, mimo problemów zdrowotnych. Ale jest twardy i nie poddaje się przeciwnościom losu.
Pracuje zawodowo, a cały swój wolny czas poświęca pasji jaką jest rzeźbiarstwo.
Na pytanie co rzeźbi, Pan Leszek odpowiada, że z początku rzeźbił wszystko.
Potem zainteresował się rzeźbą sakralną. Do dziś robi figury świętych i szopki.
Kilka lat temu zainteresował się kociewskimi klepakami. Kiedyś na wsiach, dzieciom często strugano drewniane zabawki – zwierzęta, ludzi lub wiejskie urządzenia. Dziś dom i pracownia Pana Leszka jest pełna klepaków. Są piękne i kolorowe, mają ruchome elementy. Kaczuszki machają skrzydłami, woźnica kiwa się siedząc na wozie ciągniętym przez konie. Nie można się napatrzeć. Jest w nich coś magicznego – człowiek uśmiecha się i odruchowo zaczyna się bawić.
Konkursy rzeźbiarskie, to pasja pana Leszka. Startuje w nich przygotowując prace pod konkretnie zadany temat. Tak właśnie rodzą się jego nowe pomysły. Często wygrywa, bo ma rękę do drewna i jest bardzo dokładny. W jego pracach wszystko musi do siebie pasować. Koła do wozu, drzwi do framugi. Tu nie ma miejsca na fuszerkę i tandetę.
Swoich prac nie sprzedaje. Przekazuje je organizatorom, muzeom. Rozdaje w prezencie. Reszta leży w domu.
Rzeźbienie to mozolna praca. Wymaga skupienia i czasu.
Wyrzeźbienie klepakowej kaczuszki zajmuje cały dzień, większej figury ok tygodnia. Większość elementów jest robiona ręcznie dłutem, bez szlifowania. Lipne rzeczy tylko z lipy – mówi Pan Leszek, a na pytanie czy zdarza się że coś nie wyjdzie, mistrz opowiada nam dowcip, który wyjaśnia wszystko:
Co pan rzeźbisz ? figurkę.
A jak nie wyjdzie ? to wyrzeźbię patyk.
A jak nie wyjdzie ? to wyrzeźbię patyczek.
A jak nie wyjdzie ? to zrobię wykałaczkę..
Ot i cała prawda o rzeźbieniu rzeźb w drewnie. Jakkolwiek, wykałaczki u Pana Leszka żadanej nie znaleźliśmy.
Są takie dzieła, które twórcom na stałe w serce zapadają. Tak jest z Panem Leszkiem i jego dwiema figurami będącymi częścią drogi krzyżowej w Bytonii.
Tysiące prac, które wyszły spod dłuta Pana Leszka zaowocować musiały. Ma dwa opasłe tomiszcza dyplomów i nagród. Co chwilę wygrywa jakiś konkurs. No ale przecież tworzy sztukę ludową na najwyższym poziomie.
Ostanio zdobył 1 miejsce w ramach Konkursu Współczesnej Sztuki Ludowej w Borach Tucholskich 2020 w kategorii ptaszki i zabawki drewniane.
Niestety 8 kwietnia 2023 r. Pan Leszek nas opuścił. To niepowetowana strata dla Kociewia i wszystkich bliskich mu osób. Będzie nam Pana Leszka bardzo brakowało.